Czterdziesta dziewiąta Krnovska 50 przeszła do historii.
W sobotę 24 maja 2014 r. wzięliśmy udział w imprezie organizowanej przez Klub Czeskich Turystów z Krnova. Polska grupa wędrowała trasą pięćdziesięciokilometrową, po znanych sobie terenach. Wybierając się za południową granicę na cykliczne czeskie imprezy można sobie pewnie za każdym razem zadać pytanie, czy ma sens po raz kolejny przemierzanie tych samych tras, oglądanie tych samych widoków itp. Co z tego, że trasy wytyczone przez organizatorów się powtarzają, skoro za każdym razem można zauważyć wcześniej niewidziany pomnik, tablicę pamiątkową, czy miejsca, które zmieniły swój wygląd. Oprócz tego, ważne jest z kim się wędruje. Współuczestnicy, i ci co bywają prawie na każdej imprezie i ci, którzy pojawiają się od czasu do czasu to kolejna nieodłączna część całości dodająca wędrówce sporej dawki humoru, czasem nuty rywalizacji a bywa że i sporów, nawet politycznych:). Nie można nie wspomnieć też i o pogodzie, która miała sprzyjać i właściwie tak było, choć chwilami pokazała, że meteorolodzy nie są w stanie przewidzieć jej dokładnie nawet na najbliższych kilka godzin. Kilka minut po szóstej w sobotę Krnov powitał rzęsistym deszczem. Okazało się, że na szczęście krótkim. Miało to znaczenie tylko takie, że nie trzeba było moknąć, bo plany nie zakładały rezygnacji z uczestnictwa ze względu na warunki atmosferyczne. Nasza polska grupa wyruszyła oczywiście na trasę najdłuższą. W Krnovie najliczniej stawili się przedstawiciele Prudnika w osobach Stanisława, Pawła i dwóch Dawidów (dla odróżnienia na użytek tego tekstu nazwę jednego Szybkim Dawidem, a drugiego Panem Dawidem). Pozostali to Anna (Opole), Łukasz ( Kędzierzyn-Koźle ) i autor tekstu. Wg. opisu otrzymanego od organizatorów, trasa marszu z wyjątkiem ostatniego odcinka pokrywała się z trasą ubiegłoroczną. Wyruszyliśmy więc zdobyć na początek Cvilin.
Przy podejściu na ten wznoszący się 441 m n.p.m. szczyt wyprzedza nas biegnąc Szybki Dawid. Nie daliśmy się
sprowokować do rywalizacji, co skutkowało przybyciem na metę kilka chwil po prudnickim biegaczu ( no, może kilkanaście chwil ). Na wierzchołku Cvilina mijamy kościół ozdobiony herbem rodowym Lichtensteinów, którego jednym z elementów jest herb księstwa karniowskiego. Warto dodać, że bez wsparcia finansowego tego rodu nie byłoby pobliskiej wieży widokowej z 1903 roku czy Domu Strzeleckiego, dziś pełniącego funkcję odpowiednika młodzieżowego domu kultury, przy którym rozpoczynaliśmy wędrówkę.
Kolejny znaczący punkt na trasie, to nieodległy Zadni Cvilnsky kopec ( 423 m n.p.m. ) z ruinami średniowiecznego zamku Cvilin. Po jego przebudowie na przełomie 15 i 16 stulecia uzyskał drugą nazwę i jest bardziej znany jako Šelenburk. Maszeruje się dobrze, pogoda sprzyja i niemal niezauważenie stajemy na kolejnym szczycie. To Strážiště w Uvalnie ( 400 m n.p.m.). Na szczycie znajduje się wieża widokowa-mauzoleum Hansa Kudlicha, mieszkańca Uvalna, który przyczynił się do zniesienia poddaństwa chłopów w monarchii austro-węgierskiej. Ze wzgórza widać zarysy szczytów Beskidu Morawsko-Śląskiego,co przy takiej pogodzie jak w sobotę wydaje się nieprawdopodobne, ale jednak możliwe. Widać też szosę, którą będziemy podążać przez najbliższych kilkanaście minut a dalej las, który uwolni nas od asfaltu. W maleńkiej osadzie Pocheň decydujemy się na chwilę zejść ze szlaku,by stanąć na wzgórzu z pozostałościami zamku Vartnov, zniszczonego już w 15 stuleciu. W tej miejscowości nasza grupa podzieliła się, ponieważ Stanisław i Pan Dawid powędrowali dalej, podczas gdy pozostali uczestnicy szukali drogi na hrad. Spotkaliśmy się dopiero na mecie. Z osady Pocheň wędrujemy kilka kilometrów przez las, wiedząc, że tuż zanim czeka nas przejście przez niesamowicie długi Lichnov. Nie pierwszy raz będziemy przechodzić przez tę miejscowość, więc wiemy, że i tym razem damy radę. W okolicy Lichnova niepokojąco się chmurzy a z oddali wydaje się słychać odgłosy burzy. Przed nami ponad godzina drogi do Milotic nad Opawą. Otwartą przestrzeń za Lichnovem i las do Milotic udało się przejść bez niespodzianek ze strony pogody.
Potem jednak zaczął padać deszcz. Okazało się, że był krótkotrwały i mało intensywny. Jedyne co po deszczu zostało, to mokra trawa na szlaku do Zatoru. Po krótkim odpoczynku w Zatorze przy źródle mineralnym, zaczerpnięciu wody i krótkiej dyskusji z Czeszką na temat polityki i jakości polskiej żywności ruszamy dalej. Przed nami jeszcze ok.20 kilometrów, ale za to będzie to „górska” część trasy. Z miejscowości na tym odcinku pozostał już tylko Radim no i oczywiście Krnov, ale to dopiero na końcu.
Przy byłym sanatorium na Ježníku rezygnujemy z wcześniejszego planu wejścia na wieżę. Widziany niedawno z nad Radima Pradziad był tak słabo widoczny, że panorama z wieży byłaby mizerna.
Pewną rekompensatą staje się widok z Bezručoveho vrchu. Nie jest on zbyt rozległy, ale ładnie się z tego miejsca prezentuje Krnov otoczony wzgórzami. Po drugiej stronie miasta wznosi się Cvilin, który był pierwszą górą na naszej dzisiejszej trasie. Z miejsca,w którym wznosi się pomnik poświęcony Petrovi
Bezručovi ( jeszcze bez nowej tablicy – poprzednia zostało niedawno skradziona ) schodzimy do Krnova, by po prawie 11 godzinach od wyjścia zakończyć pętlę tegorocznej Krnovskiej 50. W przyszłym roku czeka nas jubileuszowa impreza w Krnovie, więc wówczas 50 będzie równało się 50.
Tekst: Cezary Olechno