Posts Tagged ‘Jesenik’

Wypadzik na Małego Dziada

Na mecie Jesenickiej 60

Turyści z ziemi prudnickiej z niewielkim dodatkiem przyjaciół z ziemi kędzierzyńskiej i opolskiej na mecie w roku 2013.

Przypominamy, że już w najbliższą sobotę (7 czerwca) odbędzie się tegoroczna edycja Jesenickiej 60tki. To, naturalnie poza Prudnickim Maratonem Pieszym, najsympatyczniejsza impreza turystyczno-sportowa organizowana w naszej pięknej okolicy.

Miejsce startu i meta: Jeseník, Pizzeria Pepíno (Náměstí svobody 875)

Punkty kontrolne: Rejvíz – Videlský kříž (do 13:00) – Červenohorské sedlo (do 16:00) – Šerák (do 18:00)

Czas startu: dla trasy 60km – godz. 6:00, trasy krótsze od 7:30. Biegacze od 9:00.

Opłata startowa to legendarne i – jak zapewniaja organizatorzy – niezmienne 10 Kč. Biegacze nie dość, że mają mniej czasu, to jeszcze muszą zapłacić aż 50 Kč.

Wzorem lat poprzednich zanosi się na silną reprezentację ekipy z PMP, która zamierza ukończyć trasę najdłuższą.

Życzmy sobie dobrej pogody, pięknych widoków i … łaski Małego Dziada.

Krótki wywiad z Dawidem Tkaczem

Pierwsza trójka na mecieZapraszamy do przeczytania krótkiego wywiadu z Dawidem Tkaczem, mieszkańcem Prudnika, który niedawno zajął drugie miejsce w ultramaratonie Jesenická stovka.

PMP: Jak się czuje człowiek po pokonaniu tak morderczej trasy?

D.T.: Nie wiem, czy trasę można by nazwać morderczą. Dlaczego? Bo wiele zależy tu od subiektywnych odczuć pokonującej trasę człowieka. Szereg czynników wpływa na poziom morderczości trasy: długość trasy, oznakowanie, budowa terenu, przewyższenia, wysokości, na których się poruszamy, warunki atmosferyczne, przygotowanie fizyczne i taktyczne biegacza, zawartość plecaka, to czy mamy „dobry dzień” (poważnie).

Nie wiem, jak czują się wszyscy inni, którzy pokonują ultra dystanse, więc wypowiem się za siebie.

Dla mnie trasa nie była mordercza. Było we mnie jeszcze dużo mocy. Niestety, na ostatnich 5-ciu kilometrach trasy kontuzjowana niegdyś noga odmówiła ze mną współpracy – nie chciała dać się zmusić do biegu. Potrzebowała trochę marszu… Dopiero po czasie dogadaliśmy się i znów truchtałem. Brzmi to trochę komicznie, ale taka sytuacja miała miejsce. Dlatego też nie doleciałem na metę wespół ze zwycięzcą J100, z którym truchtałem niemal od początku do końca, a który pokonał trasę z czasem 11:36, a ja 11:59. Przez chwilowy marsz w końcówce zagubiłem się nieco na trasie, bo nie za bardzo rozumiałem z opisu i mapy, którędy mam się poruszać.

Na pewno odczuwam zmęczenie. Błogie zmęczenie. Nie oznacza to, że boli mnie całe ciało. Nogi bolą… Wiadomo… Ale mnie idzie o takie zmęczenie, którego nie potrafię umieścić w konkretnym punkcie swojego ciała…

Jestem mega szczęśliwy… Z resztą to po mnie widać, bo ludzie zwracają mi uwagę, że jestem taki pogodny i pozytywnie nastawiony do życia: roześmiana twarz, dobry nastrój… Po pokonaniu trasy J100 cieszyłem się bardzo, że spełniłem kilka ze swoich marzeń: wziąłem udział w biegu, zszedłem z czasem poniżej 12 godzin, zająłem miejsce na podium, przebiegałem przez Branną i jej okolice, pokonywałem trasę Ovčárna – Velký Máj – Jelení studánka –Ztracené skály – Skřítek. Byłem zadowolony, że znów zagościłem w Jesenikach, że mogłem zachwycić się ich pięknem, nabrać w płuca świeżego powietrza…

Reasumując stwierdzam, że są we mnie braki „zasilania”, ale jestem bardzo rad.

PMP: O czym rozmyśla się podczas pokonywania tak długiego dystansu?
D.T.:O wszystkim i o niczym… Czasem się nie myśli, po prostu lecisz… (śmiech) Podczas biegów maratońskich i ultra słucham „żywej” muzyki – szybkiej, skocznej, mocnej. Są to różne gatunki muzyczne. Niekiedy zagłębiam się w tekst, podśpiewuję. Rozglądam się wokół siebie i patrzę na roślinność, poruszające się wokół mnie żyjątka, wdycham w płuca więcej powietrza, chłonę zapachy, skupiam się na przyjemnych doznaniach, jakie wywołuje na moim ciele wiatr, podziwiam widoki drąc się wniebogłosy z zachwytu… Tak, na trasie przeżywam pewnego rodzaju orgazmy duchowe. Nieraz rozważam różne sytuacje z mojego życia, podejmuję decyzje na przyszłość. Zdarza się, że snuję biegowe plany na kolejny trening…

Start, godz. 23.00

PMP: Jak oceniasz organizację imprezy i atmosferę na trasie?

D.T.: Do dzisiaj nie doszedłem do tego, kto jest organizatorem Jesenickiej stovki i jakoś nie kwapię się do szukania odpowiedzi na tą wątpliwość. Wiem, że głównodowodzącym był Martin Benc – człowiek, który moim zdaniem liczy sobie niewiele mniej lub więcej lat ode mnie. Na swoim fejsowym profilu w rubryce data urodzenia napisał, że jest z rocznika 1991. Miał ze sobą cały sztab dobrze zgranych ze sobą ludzi, co śmiem stwierdzać po poczynionych przeze mnie obserwacjach…

Mapa z zaznaczoną trasąPrzygotowanie imprezy, jej przebieg oceniam bardzo wysoko. Za zaledwie 200 koron wpisowego (ok. 32 zł) każdy z uczestników dostawał kolorową mapę A3 z zaznaczoną na niej komputerowo trasą, dwustronnie zadrukowaną kartkę A4 z opisem trasy i miejscami na potwierdzenia swojej wizyty na kolejnych punktach kontrolnych, kartkę A4 z opisem w języku angielskim (ale mocno okrojonym). Na dwóch tajnych punktach kontrolnych była możliwość zajadania się do woli bananami, pomarańczami, solą, picia Kofoli, piwa… Na mecie każdy dostawał piękny dyplomik formatu A5 potwierdzający pokonanie trasy. Niepotrzebne na czas mierzenia się z trasą rzeczy zostawialiśmy na sali gimnastycznej w Střední odborná škola a Střední odborné učiliště, Gen. Krátkého 30, w Šumperku. Tam też można się było przespać do niedzieli, skorzystać z prysznica, zjeść ciepły posiłek, napić herbaty, napojów… Za niewielkie pieniądze taki wypas… W Polsce za takie coś to trzeba by wywalić przynajmniej 100 zeta…

Co do oznaczenia trasy, to uważam, że było dobre. Nieraz na drzewach były przymocowane kartki A4 z nadrukowaną strzałką, sugerującą, w którym kierunku dalej się poruszać. Był tekst, że idzie o J100 i prośba, by nie usuwać kartek… Był na nich umocowany element odblaskowy, żeby w nocy łatwej zauważyć podpowiedzi.

Niejeden uczestnik mógłby mi teraz wyrzucić, że oznaczenia nie do końca były dobre w okolicach Brannej, gdzie zmienił się przebieg szlaku. Wszystko było jednak na mapie zaznaczone, opis też był przejrzysty. Przynajmniej dla naszej trójcy na czole imprezy… Myślę, że ewentualne błędy nawigacyjne uczestników to w dużej mierze kwestia rozumowania i stopnia zmęczenia… Mam za sobą wiele biegów po górkach i wiem, jak to jest…

DekoracjaAtmosfera na trasie… Hmmm… Przednia. Dobrze się nam biegło z Václavem i Jiřím, co ten ostatni potwierdza w swojej relacji na blogu (www.pancha-runner.blogspot.cz/2014/05/jesenicka-100.html). Pogawędziliśmy trochę w trakcie biegu, kibicowaliśmy sobie wzajemnie… Pogoda dopisała, tzn. nie padało. W nocy nie było za gorąco. W okolicach świtania na Keprniku coś tam posiorbiło z nieba, była gęsta mgła i biegliśmy w chmurach… Gdy dzień się rozkręcał, to robiło się coraz goręcej, ale było znośnie. Atrakcje na trasie też były: świeże powietrze, dużo zieleni, sarny i zające przebiegające przez drogę, dużo ciszy w nocy, przedzieranie się przez zarośla, czy krzaczory, asfalting, błotko, kałuże, „masaż” stóp podczas biegu po kamyczkach wielkości jajek, przeskakiwanie przez zwalone w poprzek drogi drzewa, były podbiegi, zbiegi, napieranie po płaskim, cudowne widoki… Była możliwość odświeżania się zimną wodą z potoków
i studzienek… Przewiało mnie bardzo, bardzo na „pustkowiach” czerwonego szlaku od Ovčárni do Jeleníej studánki (ogromna a`la łąkowa przestrzeń praktycznie z samą trawą i małymi krzewami).
Dodam może jeszcze, że w nagrodę dostałem między innymi biegową nerkę Inov pro race 3 wartą ponad 200 złotych o której długo marzyłem.

Super impreza. Gorąco polecam.

Ucastnicky ListPMP:  W jaki sposób przygotowywałeś się do Jesenickiej stovki?

Nie przygotowywałem się jakoś specjalnie pod tą imprezę ani fizycznie, ani psychicznie. Jak zwykle biegałem sobie w tygodniu po okolicznych pagórkach myślami będąc skupionym na tym, że w weekend standardowo czeka mnie wybieganie (dla mnie słowo to oznacza bieg po górzystym terenie na dystansie powyżej 35 km). Starałem się spać dłużej niż 6 godzin i jeść posiłki „z prawdziwego zdarzenia”.

Jeśli idzie o to, ile czasu spędziłem na zakupach i pakowaniu się na zawody, to myślę, że zleciało mi na to ok. 40 min;p A więc niewiele czasu potrzebowałem na przygotowania (śmiech).

Twoje pytanie mógłbym ugryźć jeszcze inaczej i odpowiedzieć tak: przygotowania do zawodów trwały u mnie od około drugiego roku życia… To wtedy jakoś intensywniej moi rodzice zaczęli zabierać mnie (a z biegiem lat i kolejnych potomków) na łono przyrody. Mając zaledwie dwa latka samodzielnie wszedłem pierwszy raz na szczyt Biskupiej Kopy wejściem dla „niedzielnych turystów” od strony Ziemowita! Pytałem ostatnio mamy
i potwierdza, że miałem dwa lata, że szedłem sam, nie pozwoliłem sobie na niesienie mnie, trzymanie za rękę. Ale musiałem być uparty (śmiech).

Jak tak sobie wspominam moje dzieciństwo, to widzę je mniej więcej tak: w dzień powszedni szkoła, potem posiłek, odrabianie zadań, rycie na kartkówki, sprawdziany. Po prostu nauka, niemal bezustanne uczenie się… W czasach przedszkolnych zdarzało się, że z placówki oświatowej nie trafiałem do domu, ale do samochodu, a dalej do lasu… (śmiech) Weekend zawsze był wypełniony wycieczkami: rowerowymi, pieszymi. I to nie do sklepu i z powrotem… Jeździliśmy rowerami do Pokrzywnej, by pośmigać po lesie i pagórkach, pruliśmy na kole na Krnov i dalej, nieraz pod wiatr… Ileż to razy tato zabierał naszą familię samochodem np. do Jarnołtówka, gdzie zostawialiśmy auto, by pospacerować, pobawić się na łonie natury grając w piłkę nożną, skacząc na skakance, którą była gruba lina holownicza z jednej strony umocowana do drewnianej barierki, a z drugiej trzymana i kręcona przez tatę… Ile to razy skakaliśmy przez różne przeszkody, biegaliśmy tam i z powrotem… Och i ach…

Wypady na parę dni do Wrocławia też nie wyglądały „normalnie”. Bo do samochodu zabieraliśmy rowery. Nocowaliśmy w namiotach u ciotki. Ulice stolicy województwa dolnośląskiego przemierzaliśmy pedałując… Ależ to było wspaniałe…

Mam masę szczątkowych wspomnień z tych wszystkich wycieczek i wypraw (napomknę jeszcze o prawie udanym wejściu na Pradziada w wieku około 6 lat, gdzie brnęliśmy coś koło lata w śniegu, tacie jadącym na rowerze, który wiezie na ramie z przodu brata, a w ręce trzyma zepsuty rower, wypad na ognisko, na którym zamiast siedzieć wciąż lataliśmy to tu, to tam), ale układają się one w konkretną całość: nieustannie w ruchu, w biegu, bardzo dużo aktywności fizycznej na świeżym powietrzu. Te wszystkie małe i duże wypady dawały mi kopa na cały tydzień… To one wytworzyły u mnie jakiś taki fundament pod to, co teraz robię w wolnym czasie, pod to, czego dokonałem na Jesenickiej stovce.

Wiem, że w szkole średniej dużo mniej czasu spędzałem w otoczeniu przyrody… Mieszkając podczas studiów w Opolu zacząłem tęsknić za zielenią, za pięknem natury, za świeżym powietrzem, za widokami w górach, za sporą dawką ruchu. Wystartowałem więc w Prudnickim Maratonie Pieszym we wrześniu 2010 na trasie 50 km z myślą o jak najszybszym pokonaniu dystansu, ale nie na zasadzie przebiegnięcia go w całości – wtedy był to dla mnie kosmiczny dystans. Gdyby mi ktoś powiedział, że za dwa lata zaliczenie biegiem maratonu po górach będzie dla mnie banalne, to kazałbym człowiekowi puknąć się w czoło. Na PMP ubrany byłem w tanie ciuchy trekkingowe, taszczyłem za ciężki plecak (65l przestrzeni wypełnione po brzegi różnymi rzeczami – jak się potem okazało niepotrzebnymi gratami), organizm wyrzucał mi potężne braki snu z ostatniego tygodnia… Po drodze zaliczyłem chyba wszystkie możliwe kryzysy… Mimo to walczyłem dzielnie i do mety dotarłem po jakoś 8 godz. 30 min. Byłem bardzo zadowolony. Od tamtego czasu rozpocząłem pracę nad swoją kondycją i pokonywaniem w coraz szybszym tempie „grubych” dystansów, szukając odpowiedzi na krążące w mojej głowie pytanie, po co to robię i co mi to daje? W końcu wypracowałem sobie rozwiązanie mojego „problemu”:]

Tajna kontrola w Brannej, około 30 km napierania, dużo pysznego jedzeania, tj. banany, pomarańcze,sól, Kofola, piwoPMP: Najbliższe plany to …

Chciałbym wystartować w przynajmniej dwóch biegach–zawodach, za których ukończenie otrzymałbym punkty, umożliwiające mi start w przyszłorocznym Biegu Ultra Granią Tatr: 20-21.06. Sudecka Setka (liczę na max. 11 godzin), 20–21.09. II Bieg Dokoła Kotliny Jeleniogórskiej (ok. 140 km trasa, 5100 m przewyższeń, spodziewam się ok. 19 godzin).

Mój udział w imprezach biegowych jest w dużej mierze zależny od sytuacji finansowej. Zawody kosztują. Nie chodzi tu tylko o wpisowe, ale i o koszty dojazdu i powrotu, noclegu, wydatki na wyposażenie. Przydałby się sponsor…

Chęci są, w grę wchodzą pieniążki…

7.06. – bieg Jesenicka 60 (poniżej 6–ciu godzin).

14.06. – rajd pieszy Rychlebska 40. (poniżej 4–rech godzin).

09.08. – Hostýnská osma (64 km biegu, 3000 m przewyższeń, w 8 godzin?) lub IV Rajd Prudnik–Pradziad (ok. 7 godzin)

23.08. – YES!enicky Maraton, 42 km biegu przez główne szczyty Jeseników (poniżej 3 godzin 45 min.?)

Tak mniej więcej przedstawia się harmonogram imprez biegowych lub rajdów pieszych, które chciałbym zaliczyć biegiem. Na chwilę obecną nie mam sprecyzowanych planów na cztery ostatnie miesiące roku poza Kotliną, bo nie wiem, jak będzie się przedstawiać moja sytuacja osobista. Na pewno nadal będę śmigał na krótkich i długich dystansach, ale nie wiem, czy uda mi się być na jakiejś zorganizowanej imprezie.

PMP: Czym dla Ciebie jest bieganie?

Bieganie jest dla mnie wspaniałym sposobem na wykorzystanie wolnego czasu, okazją do pracy nad swoją kondycją, niekiedy „chwilą” ucieczki od rzeczywistości. Uważam je za czynność tak oczywistą, jak wstawanie z łóżka, mycie się, jedzenie, „mierzenie się” z codziennymi sytuacjami życiowymi. Jednak w odróżnieniu od ww. nieustannie mnie ono ekscytuje, bawi, przynosi wiele radości, szczęścia. Jest dla mnie czasem, kiedy ciągle doświadczam czegoś nowego, uczę się, odpoczywam, nabieram w płuca świeżego Luftu, karmię zmysły tym, co mnie otacza, odchamiam się, „przepracowuję” różne kwestie, momentem, kiedy wzmacniam się fizycznie i psychicznie.

PMP: Dziękujemy za te krótkie odpowiedzi i w imieniu braci sportowo-tustystycznej życzę wielu sukcesów w walce z terenem, czasem i samym sobą.

Ślad gps z Jesenickiej stovki i opis Dawida.

Gratulacje dla Dawida

dawid_j100 Drugie miejsce w ultramaratonie Jesenická stovka zajął prudniczanin Dawid Tkacz.

Impreza organizowana w Šumperku odbyła się w dniach 9 – 11 maja 2014 roku. Jej celem było przebycie całego głównego grzbietu Jesioników, pokonując ok 100km i 3800m przewyższenia. Dawid pokonał trasę w znakomitym czasie 11 godzin i 59 minut, tracąc do zwycięzcy  Václava Krála 23 minuty. Pięć minut po Dawidzie na mecie zameldował się trzeci zawodnik – Jiří Helleší. Dodajmy, że zawody ukończyło 89 uczestników.

Zwycięzcom, a szczególnie Dawidowi, składamy serdeczne gratulacje i wyrazy uznania.

Jesenicka 60: Było mokro, bananowo i całkiem fajnie

P1010610Jesenicka 60 to legendarna impreza na polsko-czeskim pograniczu. Przewyższenia przekraczające łącznie w górę i w dół kilka tysięcy metrów, wędrówka najwyższymi grzbietami Jesioników, tradycja i długość trasy sięgająca 60 km, wszystko to sprawia, że impreza ma swoich wiernych fanów.

W tym roku było ich wyjątkowo wielu, bo mimo zapowiedzi deszczowej pogody, tłumy turystów i sportowców pojawiły się na starcie w Jeseniku: 352 na trasie 60 km, 132 – 25 km, 23 – 15 km i 13 – 8 km. Organizator imprezy – miejscowe gimnazjum – zadbało o aprowizację na trasie, co więcej przygotowano specjalny bonus dla Polaków w postaci bezpłatnego przewozu autobusem z Prudnika do Jesenika i z powrotem. 15 osób z Prudnika, Niemysłowic, Głogówka i Opola skorzystało z tej możliwości (dziękujemy!). Efekt współpracy z PTTK Prudnik.

Po godz. 6.00 Emil Vodak – komandor imprezy, krzycząc wytłumaczył, jak dojść do pierwszego mostu, i  dalej każdy już musiał sobie radzić we własnym zakresie… No nie tak do końca, w tym roku były takie tłumy, że w samotności zdarzyła mi się wędrówka zalewie na odcinku ok. 3-4 m na stoku Czerwonej Góry. Poza tym cały czas miało się towarzystwo, chyba tylko biegacze mogli liczyć na chwile intymności w lesie. Ale wróćmy na start. W towarzystwie łydkogołego (jak ja) Macieja Kustry, Ani Lach, Cezarego Olechno, Izabeli Czabaj, Pawła Bochenka, Piotra Sztonyka, Dawida i Staszka Przyszlaków, Eweliny i Krzysztofa Fejdychów (przezornie wyszli nieco szybciej), Adriany i Radka Moskwików, wyruszam w trasę. Jest chłodno, ale nie zimno i przede wszystkim nie ma deszczu, więc nie jest źle. Zielony szlak i podejście do Rejvizu. Pierwsze wzdychania po drodze, mijamy po drodze pierwszych maruderów, ale i nas co chwilę ktoś wyprzedza, głównie biegacze, którzy wyruszyli już po nas. No i dziewczyny w obcisłych leginsach i z kijkami. Co na to Mirek?

P1010601W Rejvizie pierwszy punkt kontrolny, z Maćkiem załapujemy się na ostatnie banany, następni muszą zadowolić się jabłkami, pomarańczami i wodą. Po chwili dochodzą do nas kolejne osoby z prudnicko-opolskiej grupy. Razem wyruszamy dalej, przed nami masyw Orlika, pierwsze „mokrości” i „śliskości” na trasie, większe podejścia i trochę zejść. Po krótkiej przerwie przy Opawskiej Chacie na „siku” idziemy już bez przerw aż do następnego punktu kontrolnego na przełęczy Videlsky křiž. Gdzieś do przodu wyrwał Cezary, czyżby ucieczka? Ja idę sam, potem dogania mnie Maciek, inni są z tyłu. Na „widłach” bumaga na karcie, owocki już bez bananów (za dużo osób nas wyprzedziło, więc się skończyło) i możliwość kupienia piwa albo zupki. Ja korzystam z tej drugiej propozycji. W ubiegłym roku po Twardzielu Świętokrzyskim zacząłem doceniać ciepły posiłek na trasie. No naprawdę stawia na nogi. Co prawda dużo tego nie było, zaledwie mały kubek i nie pomidorówka, ale zawsze to coś. Cena: 25 koron.

Zaraz, zaraz, coś się nie zgadza… no tak, nie ma Cezarego. Czyżby pogonił do przodu, czyżby chciał się wylegiwać na mecie, gdy reszta będzie jeszcze na trasie? Chwila namysłu i już gonię za opolaninem. „Dzikość” w końcu zobowiązuje. Tyle, że to gonienie nie jest takie proste, bo przede mną słynne podejście na Małego Dziada. Idzie się w górę, i idzie, i idzie, i końca nie widać. Tutaj nie można się spieszyć, trzeba iść żeby nie dostać zadyszki, spieszyć się nie ma sensu, bo i tak wbiec się tędy nie da (czy mam rację Dawidzie T.?). Młody Czech wyprzedza mnie na początku i goni do przodu… jeszcze zobaczymy 🙂 Moje poranne przebieżki z każdorazowym wbieganiem na stok Okopowej przynoszą spodziewany skutek. Wyprzedzam młodego, następnego, i następnego, i następnego, i Cezarego, i następnego. Ktoś próbuje dotrzymać mi kroku idąc za mną, ale nie daje rady. Ach, tyle miłej satysfakcji, chyba zejdę na dół i jeszcze raz pójdę w górę. Przed „szczytowaniem” mijam Dawida i Staszka, którzy wyszyli z przełęczy kilka minut przede mną, oni również musieli szybko iść w górę. Jeszcze przed „widłami” zaczęło padać, niestety deszcz z różnym nasileniem nie opuści uczestników już do końca rajdu. Do Svyčarni nie zaglądam, jakoś zmęczony za bardzo nie jestem, więc idę dalej. Mijają mnie Czesi, którzy zaczynają biec, postanawiam nie być gorszy i też sobie podbiegam. A co tam, w końcu mam sportowe butki z różowymi dodatkami. Na Czerwonogórskiej Przełęczy kolejny punkt kontrolny, tradycyjnie w „bufecie”. Ciasno tam, nie ma za bardzo gdzie usiąść, więc wychodzę i na stojąco konsumuję ofiarowane jabłko i połówkę banana (racjonalizatorski pomysł, żeby dla wszystkich starczyło). Nie są to warunki do odpoczynku, więc idę dalej. Monotonne podejście prowadzi aż do Vřesovej studanky, gdzie uzupełniam zapasy wody i kilka minut odpoczywam. Przypominam sobie, że było to ulubione miejsce jednego z przedwojennych, niemieckich zasłużonych działaczy turystycznych z Prudnika. 1 czerwca trudno było docenić zalety tego miejsca, bo pogoda skutecznie psuła wrażenia wizualne.

IMG_0165Od Czerwonogórskiej Przełęczy aż do schroniska pod Šerakiem, mnie i innym turystom towarzyszył sporych rozmiarów pies „przybłęda”. Ot, miły włochaty przyjaciel. Znów podbiegi, znów mijają mnie biegacze, których już mijałem 🙂 Z lewej skalisty szczyt Keprnika, coraz bardziej dokucza przemoczone ubranie, ale rozgrzane ciało jeszcze daje sobie radę i nie pozwala na spadek temperatury. Po tych mądrościach wypada mi tylko wspomnieć, że przed schroniskiem na Šeraku przeszedł obok mnie półnagi wędrowiec z aparatem w dłoni, Polak o wyglądzie Wikinga. Niestety wysokie morale „zepsuły” czeskie dziewczęta z obsługi rajdu, które w schronisku na kolejnym punkcie kontrolnym powitały mnie, wcinając gorący obiad. Prawie się rozpłakałem, gdy usteczkami pełnymi cieplutkiego sosiku wskazały mi talerzyk z połówką bananka i ćwiartką jabłka. Ta scena nie skończyła się rozbojem, o nie. Zaciskając zęby powiedziałem: „Dobrou chut’!” i wyszedłem.

Teraz zależało mi na jak najszybszym zejściu z wietrznego i zimnego grzbietu. Okazało się, że miałem rację, w ciągu pół godziny, mimo padającego deszczu, temperatura wyraźnie się podniosła i przestało dmuchać. Znów podbiegi i bach, ałć! Stawiam źle stopę, która niebezpiecznie skręciła się w okolicach kostki. Tragedii nie ma, poboli i przestanie, ale o szybkim zbieganiu nie ma już mowy. Kuśtykanie odkładam na dwa następne dni, w końcu trzeba zejść na dół. Schodzenie z Šeraka jest nudne, prawda? Niby blisko Jesenika, a jednak dłuży się niemiłosiernie. A, przepraszam, była atrakcja, przejście stromo w dół przez młodnik, tak ślisko to na całej trasie nie było. W końcu docieram do zabudowań miasteczka, triumfalne przejście ulicami i dotarcie do mety. W nagrodę dostaję koszulkę i wieeelki dyplom formatu A3 za uczestnictwo. Nagrodą jest też widok krajana Dawida Tkacza, który biegiem zaliczył całą trasę (6 godzin 43 minuty) i właśnie zamierzał skorzystać z podwiezienia do Prudnika przez kolegę z Katowic. I ja próbuję szczęścia, 15-minutowe klęczenie na skrzyżowanych kijkach nordic walking wystarczyło, mogę jechać. 45 minut później napuszczałem wody do wanny w domu. Po drodze, w samochodzie nasłuchałem się profesjonalnej rozmowy trzech biegaczy ekstremalnych, około 5 procent zrozumiałem, reszta to zaawansowany język klingoński, zupełnie niezrozumiały dla amatora z PTTK.

Na mecie Jesenickiej 60Koledzy – Jacek i Wojtek – byli tak uprzejmi, że podwieźli mnie pod sam dom. Dziękuję! Oczywiście nie opuszczały mnie wyrzuty sumienia, że prudnicko-opolska grupa częściowo jeszcze wędruje, a ja już odpoczywam. Cóż, deszczowa pogoda w plenerze skutecznie ogranicza kontakty towarzyskie. Przejście całej trasy – ok. 55 km, zajęło mi 10 godz. i 40 minut. W 2010 r., kiedy to po raz ostatni byłem na Jesenickiej 60, trasę przemierzyłem w 12 godz. i 10 minut. Tylko, że wtedy deszcz nie padał.

Andrzej Dereń

P.S. (na specjalną prośbę czytelnika):

W J60 wziął też udział prudniczanin Maciej Seńkowski (rocznikowo „spokrewniony” z Dawidem Tkaczem), który z uwagi na konieczność stawienia się w pracy późnym popołudniem, przyjechał na miejsce startu samochodem. Była to jego pierwsza tak wymagająca (pod względem dystansu i przewyższeń) trasa, którą zaplanował pokonać marszobiegiem. Mimo niesprzyjających warunków pogodowych, nieprzespanej wskutek pracy w nocy – i zaspania przez to rano – startując około 7.35- 7.40 pokonał trasę w około 9 godz. i 8 min, robiąc przy tym 10 km naddatku wskutek błędów nawigacyjnych (trafił do „Adolfovickiego asfaltu”, skąd zmuszony zawrócić). Jak wspomina Dawid Tkacz, który od godz. 13.08 relaksował się na mecie, obserwując przez kolejne godziny ludzi kończących swoje wędrówki i biegi, Maciej wbiegł na metę żwawo z uśmiechem na ustach, mówiąc że jest przeszczęśliwy z faktu ukończenia trasy, organizacji itd.

Zapis trasy GPS: TUTAJ

Galeria fotografii (Cezary Olechno, Paweł Bochenek, Andrzej Dereń): TUTAJ

Filmik Jacka Thomanna z Katowic (rola drugoplanowa: Dawid Tkacz): TUTAJ

Relacja Pawła Bochenka na Prudnicka.pl: TUTAJ

Relacja Luksona na forum magazynu „n.p.m.”: TUTAJ

Jesenicka 60: Bus za darmo z Prudnika

Jesenicka 60Nie będzie trasy polskiej w ramach tegorocznej Jesenickiej 60. W zamian za to organizator przygotuje dla uczestników z Polski bezpłatny przewóz autobusem w dwie strony (Prudnik – Jesenik – Prudnik).

Taką informację przekazał mi niedawno Emil Vodak, organizator Jesenickiej 60. Autobus przyjedzie po nas do Prudnika i odwiezie nas z powrotem po zakończeniu imprezy (patrz niżej). Ważne jest jednak to, by wcześniej poinformować go ile osób jest chętnych. W związku z tym proszę o imienne deklaracje chęci skorzystania z autobusu na mail: a_deren@onet.pl.

W zgłoszeniu proszę o podanie:

– imienia i nazwiska,

– miejscowości zamieszkania,

– numeru telefonu.

Rajd odbędzie się w sobotę, 1 czerwca 2013 r. Do wyboru trasy liczące: 15, 25 i 60 km.

Szczegóły na temat imprezy TUTAJ.

UWAGA! Zbiórka na autobus o godz. 5.00 przy stacji benzynowej Veolii na ul. Kościuszki w Prudniku (droga wylotowa w kierunku Głuchołaz). Wyjazd powrotny z Jesenika o godz. 20.00. Przypominam, że transport jest bezpłatny.

Jesenicka 60

Dziewczęta i chłopcy! Jeśli marzycie o jednodniowej przygodzie w najwyższych górach w okolicy, nie boicie się długich wędrówek i chcecie wycisnąć z siebie ostatnie poty, to mam dla Was propozycję nie do odrzucenia – Jesenicką 60.

Cóż to takiego? To rajd pieszy z punktami kontrolnymi ze startem i metą w czeskim Jeseniku z trasami o różnej długości. Was – jak mniemam – interesuje trasa najprzyjemniejsza, bo najdłuższa – sześćdziesięciokilometrowa. Wędruje się przez Rejviz, masyw Orlika, Małego Dziada, Svyčarnię, Červenohorske sedlo, Keprnik, Šerak, Bobrovnik na metę do Jesenika. Według organizatorów to najtrudniejszy rajd pieszy z punktami kontrolnymi w północno-wschodniej części Rep. Czeskiej. Mają rację, porównując tę imprezę ze Zlatohorskim Trekingiem, Krnovską 50, Rajdem Prudnik – Pradziad, czy trasami Prudnickiego Maratonu Pieszego, rzeczywiście na Jesenickiej 60 jest najtrudniej. Nie chodzi tylko o liczbę kilometrów, na trasie jest sporo przewyższeń, dłuuuuugie wejścia i jeszcze dłuuuuuższe zejścia. Wysiłek rekompensuje przepiękna trasa, bo wędrówka grzbietem najwyższych partii Jesioników to trochę inny świat.

Sprawy organizacyjne: start i meta rajdu znajdują się przy knajpce z kręgielnią o arcyczeskiej nazwie „Bowling Centrum” przy ul. Sadovej w Jeseniku. Wpisowe TYLKO 10 koron. Termin: sobota,2 czerwca. Uczestnicy startują w  zależności od tego jaką trasę wybiorą:

60 km: godz. 6.00 – 7.30

25 km: godz. 7.30 – 11.00

15 km: godz. 7.30 – 11.00

Wszelkie szczegóły dotyczące imprezy znaleźć można TUTAJ. Organizatorem rajdu jest Gimnazjum w Jeseniku.

Statystyka IX PMP w pigułce

Nareszcie! W Prudnickim Maratonie Pieszym, po raz drugi w jego historii na najdłuższej, pięćdziesięciokilometrowej trasie wziął udział Czech – Jakub Látal z Mikulovic. Oto jak przedstawia się statystyka IX PMP.

W imprezie wzięło udział 198 osób (w 2010 – 294), w tym 16. Czechów, z czego 15. z Klubu Czeskich  Turystów z Karniowa (Krnov).

Skąd pochodzili uczestnicy? Z powiatu prudnickiego odnotowane miejscowości zamieszkania to: Biała, Dytmarów, Jasiona, Krzyżkowice, Lubrza, Moszczanka, Prudnik, Racławice Śląskie, Radostynia, Skrzypiec, Szybowice, Trzebina. Z dalszych okolic Prudnika na startach PMP zameldowali się mieszkańcy wszystkich powiatów województwa opolskiego w jego południowej i środkowej części: Głubczyce, Gogolin, Kędzierzyn-Koźle, Korfantów, Kujawy, Nysa, Olesno, Opole, Otmuchów i Zdzieszowice. Z satysfakcją należy wspomnieć o gościach z sąsiednich województw. Na szlakach wędrowali mieszkańcy: Chorzowa, Katowic, Kłodzka, Sosnowca i Wrocławia. O uczestnikach PMP z Rep. Czeskiej już wspomniałem.

Najstarszym turystą był Bolesław Capiga, który liczy sobie (UWAGA!!!) 87 lat (słownie: OSIEMDZIESIĄT SIEDEM LAT). Nasz senior wędruje z nami od wielu lat i był na niejednym PMP. Najmłodszą turystką była Julia Malinowska, pięciolatka, a wędrowcem najokazalszym Józef Waściński. Najliczniejsza rodzina przyjechała w Góry Opawskie z woj. śląskiego – to Bielscy – Loppe – Łagodzińscy – Dziurowiczowie, razem osiem osób.

Najwięcej osób było na trasie rodzinnej (10 km): 87, na trasie czeskiej (21 km) – 63 i na trasie jesenickiej (50 km) – 33. Do tego trzeba dodać 15-osobową grupę z KCzT z Karniowa, która miała własną, uzgodnioną wcześniej z organizatorami, trasę Jindřichov – Polana Kucharskiego – Jindřichov (ok. 13 km).

W konkursie o Puchar Burmistrza Prudnika na najliczniej reprezentowaną szkołę zwyciężyła Szkoła Podstawowa w Szybowicach, drugie miejsce zajęła szkoła z Dytmarowa, a trzecie Zespół Szkól Zawodowych nr 1 w Prudniku.

W następnej informacji na blogu będzie więcej na temat trasy jesenickiej, jej uczestników, czasów przejść na kolejnycn punktach kontrolnych itd. Szykuję też galerię fotografii. W tym miejscu zwaracam się z uprzejmą prośbą o przesyłanie fotografii z PMP na mój mail a_deren@onet.pl lub – jeśli zdjęć jest więcej – podrzucenie do redakcji Tygodnika Prudnickiego (może być na penie, zgram na poczekaniu).

Na plakacie wędrowcy z ubiegłego roku

Obrazek z ubiegłorocznego Prudnickiego Maratonu Pieszego jest tłem dla plakatu IX PMP. Fotografię zrobiła Ania Dereń na punkcie kontrolnym koło Wieszczyny, a przedstawia wędrowców na trasie 50-kilometrowej.

Plakat można powiększyć klikając na obrazek obok albo TUTAJ.

Spotkanie u prezesa

W sobotę rano, 20 sierpnia, spokałem się z prezesem naszego oddziału PTTK Józefem Michalczewskim, a zarazem komandorem PMP w sprawie ustalenia szczegółów imprezy. Przy okazji polecam wizytę w józkowym sklepie, który aktualnie przechodzi solidną metamorfozę. Będziecie miło zaskoczeni!

Jest już gotowy regulamin IX PMP. Wpisowe w porównaniu z poprzednimi latami pozostaje bez zmian: dorośli 5 zł, dzieci i młodzież szkolna 3 zł. Bus na przejazd do Jesenika, na miejsce startu trasy 50-kilometrowej kosztować będzie 30 zł. To więcej niż w ubiegłym roku, ale i dojazd będzie dłuższy. Wyjazd z Prudnika o godz. 5.00. Do Jesenika można też dojechać we własnym zakresie.

Regulamin IX PMP dostępny jest tutaj: REGULAMIN PMP 2011

Propozycja trasy jesenickiej

W zasadzie to z tą trasą mogliście się zapoznać już od pewnego czasu, ponieważ „wisi” w prawym menu mapy. Trasa jesenicka to miłe, długodystansowe, 50-kilometrowe wyzwanie. Wzorem ubiegłego roku ponownie wspinać się będziemy na Přičny vrch (975 m), ale tym razem na sam szczyt i to będzie najwyższy punkt na całej trasie. Přičny vrch to najwyższe wzniesienie Zlatohorskiej vrchoviny, czyli Gór Opawskich, po ich polskiej i czeskiej stronie.

Wyruszamy z Jesenika, ze skwerku przed zamkiem (Vodni tvrz – muzeum). To łatwe do identyfikacji miejsce. Na starcie będziemy puszczać zawodników przez pół godziny, od 6.00 do 6.30. Z miasta od razu strome podejście na Zlaty chlum (wieża widokowa). Nie jestem pewien, czy o tak wczesnej godzinie tamtejszy punkt turystyczny będzie czynny, ale to jest do sprawdzenia. Dalej przejdziemy do Rejvizu z przepiękną zabudową drewnianą. Leśna droga zawiedzie nas do Horni Udoli i obok ruiny kaplicy św. Marty i pomnika św. Rocha dotrzemy na grzbiet Přičnego vrchu. To najbardziej wyczerpujący odcinek trasy jesenickiej. Sanktuarium Maria Hilf to kolejny punkt na trasie. Kościół z sąsiednimi zabudowaniami posiada niezwykłe dzieje, po wojnie wolą władz komunistycznych został dosłownie zmieciony z powierzchni ziemi. Dziś stoi odbudowany. Z Maria Hilf zejdziemy do Heřmanovic i dalej mało znanymi szlakami przez Solni horę (867 m ) i Kravi horę (724 m, trasa przebiega poniżej szczytu) dotrzemy do Jindřichova przy tamtejszym zamku. Stąd jeszcze trzy kilometry trasą rowerową (Prudnik – Jindřichov) i jesteśmy na granicy państwa, a stamtąd już naprawdę blisko na metę na Polanie Kucharskiego nieopodal sanktuarium św. Józefa w Prudniku Lesie. Przy sanktuarium jest do „zaliczenia” nowa, drewniana wieża widokowa na Koziej Górze. Droga z Polany Kucharskiego do centrum  Prudnika liczy 3,5 km.

Trasa jest ciekawa, z jednej strony dobrze znane okolice Jesenika, Rejvizu i Přičnego vrchu, z drugiej odludne pasmo na południe od Janova i Jindřichova. Przez ileś tam kilometrów nie będzie żadnych sklepów, schronisk i knajpek.

Nie chcąc powielać ubiegłorocznego odcinka trasy PMP między Maria Hilf a Prudnikiem zrezygnowałem tym razem ze zdobywania Biskupiej Kopy. Będzie okazja do poznania nowych okolic.

Uwaga! To jest propozycja trasy, jeszcze w lipcu trasa będzie sprawdzona w praktyce.

Tradycyjnie PTTK Prudnik zapewnia dojazd autobusem z Prudnika na start trasy w Jeseniku. To rozwiązanie między innymi dla tych, którzy przyjadą na imprezę własnymi środkami lokomocji, tak żeby mieli samochód już ma mecie. Oczywiście namawiam też do korzystania z noclegów w Prudniku. Koszt autobusu to ok. 25 zł. I na autobus trzeba się wcześniej zapisać.

Na samą imprezę zapisujemy się bezpośrednio na starcie.