Posts Tagged ‘Jesenicka 60’

Wypadzik na Małego Dziada

Na mecie Jesenickiej 60

Turyści z ziemi prudnickiej z niewielkim dodatkiem przyjaciół z ziemi kędzierzyńskiej i opolskiej na mecie w roku 2013.

Przypominamy, że już w najbliższą sobotę (7 czerwca) odbędzie się tegoroczna edycja Jesenickiej 60tki. To, naturalnie poza Prudnickim Maratonem Pieszym, najsympatyczniejsza impreza turystyczno-sportowa organizowana w naszej pięknej okolicy.

Miejsce startu i meta: Jeseník, Pizzeria Pepíno (Náměstí svobody 875)

Punkty kontrolne: Rejvíz – Videlský kříž (do 13:00) – Červenohorské sedlo (do 16:00) – Šerák (do 18:00)

Czas startu: dla trasy 60km – godz. 6:00, trasy krótsze od 7:30. Biegacze od 9:00.

Opłata startowa to legendarne i – jak zapewniaja organizatorzy – niezmienne 10 Kč. Biegacze nie dość, że mają mniej czasu, to jeszcze muszą zapłacić aż 50 Kč.

Wzorem lat poprzednich zanosi się na silną reprezentację ekipy z PMP, która zamierza ukończyć trasę najdłuższą.

Życzmy sobie dobrej pogody, pięknych widoków i … łaski Małego Dziada.

Jesenicka 60: Było mokro, bananowo i całkiem fajnie

P1010610Jesenicka 60 to legendarna impreza na polsko-czeskim pograniczu. Przewyższenia przekraczające łącznie w górę i w dół kilka tysięcy metrów, wędrówka najwyższymi grzbietami Jesioników, tradycja i długość trasy sięgająca 60 km, wszystko to sprawia, że impreza ma swoich wiernych fanów.

W tym roku było ich wyjątkowo wielu, bo mimo zapowiedzi deszczowej pogody, tłumy turystów i sportowców pojawiły się na starcie w Jeseniku: 352 na trasie 60 km, 132 – 25 km, 23 – 15 km i 13 – 8 km. Organizator imprezy – miejscowe gimnazjum – zadbało o aprowizację na trasie, co więcej przygotowano specjalny bonus dla Polaków w postaci bezpłatnego przewozu autobusem z Prudnika do Jesenika i z powrotem. 15 osób z Prudnika, Niemysłowic, Głogówka i Opola skorzystało z tej możliwości (dziękujemy!). Efekt współpracy z PTTK Prudnik.

Po godz. 6.00 Emil Vodak – komandor imprezy, krzycząc wytłumaczył, jak dojść do pierwszego mostu, i  dalej każdy już musiał sobie radzić we własnym zakresie… No nie tak do końca, w tym roku były takie tłumy, że w samotności zdarzyła mi się wędrówka zalewie na odcinku ok. 3-4 m na stoku Czerwonej Góry. Poza tym cały czas miało się towarzystwo, chyba tylko biegacze mogli liczyć na chwile intymności w lesie. Ale wróćmy na start. W towarzystwie łydkogołego (jak ja) Macieja Kustry, Ani Lach, Cezarego Olechno, Izabeli Czabaj, Pawła Bochenka, Piotra Sztonyka, Dawida i Staszka Przyszlaków, Eweliny i Krzysztofa Fejdychów (przezornie wyszli nieco szybciej), Adriany i Radka Moskwików, wyruszam w trasę. Jest chłodno, ale nie zimno i przede wszystkim nie ma deszczu, więc nie jest źle. Zielony szlak i podejście do Rejvizu. Pierwsze wzdychania po drodze, mijamy po drodze pierwszych maruderów, ale i nas co chwilę ktoś wyprzedza, głównie biegacze, którzy wyruszyli już po nas. No i dziewczyny w obcisłych leginsach i z kijkami. Co na to Mirek?

P1010601W Rejvizie pierwszy punkt kontrolny, z Maćkiem załapujemy się na ostatnie banany, następni muszą zadowolić się jabłkami, pomarańczami i wodą. Po chwili dochodzą do nas kolejne osoby z prudnicko-opolskiej grupy. Razem wyruszamy dalej, przed nami masyw Orlika, pierwsze „mokrości” i „śliskości” na trasie, większe podejścia i trochę zejść. Po krótkiej przerwie przy Opawskiej Chacie na „siku” idziemy już bez przerw aż do następnego punktu kontrolnego na przełęczy Videlsky křiž. Gdzieś do przodu wyrwał Cezary, czyżby ucieczka? Ja idę sam, potem dogania mnie Maciek, inni są z tyłu. Na „widłach” bumaga na karcie, owocki już bez bananów (za dużo osób nas wyprzedziło, więc się skończyło) i możliwość kupienia piwa albo zupki. Ja korzystam z tej drugiej propozycji. W ubiegłym roku po Twardzielu Świętokrzyskim zacząłem doceniać ciepły posiłek na trasie. No naprawdę stawia na nogi. Co prawda dużo tego nie było, zaledwie mały kubek i nie pomidorówka, ale zawsze to coś. Cena: 25 koron.

Zaraz, zaraz, coś się nie zgadza… no tak, nie ma Cezarego. Czyżby pogonił do przodu, czyżby chciał się wylegiwać na mecie, gdy reszta będzie jeszcze na trasie? Chwila namysłu i już gonię za opolaninem. „Dzikość” w końcu zobowiązuje. Tyle, że to gonienie nie jest takie proste, bo przede mną słynne podejście na Małego Dziada. Idzie się w górę, i idzie, i idzie, i końca nie widać. Tutaj nie można się spieszyć, trzeba iść żeby nie dostać zadyszki, spieszyć się nie ma sensu, bo i tak wbiec się tędy nie da (czy mam rację Dawidzie T.?). Młody Czech wyprzedza mnie na początku i goni do przodu… jeszcze zobaczymy 🙂 Moje poranne przebieżki z każdorazowym wbieganiem na stok Okopowej przynoszą spodziewany skutek. Wyprzedzam młodego, następnego, i następnego, i następnego, i Cezarego, i następnego. Ktoś próbuje dotrzymać mi kroku idąc za mną, ale nie daje rady. Ach, tyle miłej satysfakcji, chyba zejdę na dół i jeszcze raz pójdę w górę. Przed „szczytowaniem” mijam Dawida i Staszka, którzy wyszyli z przełęczy kilka minut przede mną, oni również musieli szybko iść w górę. Jeszcze przed „widłami” zaczęło padać, niestety deszcz z różnym nasileniem nie opuści uczestników już do końca rajdu. Do Svyčarni nie zaglądam, jakoś zmęczony za bardzo nie jestem, więc idę dalej. Mijają mnie Czesi, którzy zaczynają biec, postanawiam nie być gorszy i też sobie podbiegam. A co tam, w końcu mam sportowe butki z różowymi dodatkami. Na Czerwonogórskiej Przełęczy kolejny punkt kontrolny, tradycyjnie w „bufecie”. Ciasno tam, nie ma za bardzo gdzie usiąść, więc wychodzę i na stojąco konsumuję ofiarowane jabłko i połówkę banana (racjonalizatorski pomysł, żeby dla wszystkich starczyło). Nie są to warunki do odpoczynku, więc idę dalej. Monotonne podejście prowadzi aż do Vřesovej studanky, gdzie uzupełniam zapasy wody i kilka minut odpoczywam. Przypominam sobie, że było to ulubione miejsce jednego z przedwojennych, niemieckich zasłużonych działaczy turystycznych z Prudnika. 1 czerwca trudno było docenić zalety tego miejsca, bo pogoda skutecznie psuła wrażenia wizualne.

IMG_0165Od Czerwonogórskiej Przełęczy aż do schroniska pod Šerakiem, mnie i innym turystom towarzyszył sporych rozmiarów pies „przybłęda”. Ot, miły włochaty przyjaciel. Znów podbiegi, znów mijają mnie biegacze, których już mijałem 🙂 Z lewej skalisty szczyt Keprnika, coraz bardziej dokucza przemoczone ubranie, ale rozgrzane ciało jeszcze daje sobie radę i nie pozwala na spadek temperatury. Po tych mądrościach wypada mi tylko wspomnieć, że przed schroniskiem na Šeraku przeszedł obok mnie półnagi wędrowiec z aparatem w dłoni, Polak o wyglądzie Wikinga. Niestety wysokie morale „zepsuły” czeskie dziewczęta z obsługi rajdu, które w schronisku na kolejnym punkcie kontrolnym powitały mnie, wcinając gorący obiad. Prawie się rozpłakałem, gdy usteczkami pełnymi cieplutkiego sosiku wskazały mi talerzyk z połówką bananka i ćwiartką jabłka. Ta scena nie skończyła się rozbojem, o nie. Zaciskając zęby powiedziałem: „Dobrou chut’!” i wyszedłem.

Teraz zależało mi na jak najszybszym zejściu z wietrznego i zimnego grzbietu. Okazało się, że miałem rację, w ciągu pół godziny, mimo padającego deszczu, temperatura wyraźnie się podniosła i przestało dmuchać. Znów podbiegi i bach, ałć! Stawiam źle stopę, która niebezpiecznie skręciła się w okolicach kostki. Tragedii nie ma, poboli i przestanie, ale o szybkim zbieganiu nie ma już mowy. Kuśtykanie odkładam na dwa następne dni, w końcu trzeba zejść na dół. Schodzenie z Šeraka jest nudne, prawda? Niby blisko Jesenika, a jednak dłuży się niemiłosiernie. A, przepraszam, była atrakcja, przejście stromo w dół przez młodnik, tak ślisko to na całej trasie nie było. W końcu docieram do zabudowań miasteczka, triumfalne przejście ulicami i dotarcie do mety. W nagrodę dostaję koszulkę i wieeelki dyplom formatu A3 za uczestnictwo. Nagrodą jest też widok krajana Dawida Tkacza, który biegiem zaliczył całą trasę (6 godzin 43 minuty) i właśnie zamierzał skorzystać z podwiezienia do Prudnika przez kolegę z Katowic. I ja próbuję szczęścia, 15-minutowe klęczenie na skrzyżowanych kijkach nordic walking wystarczyło, mogę jechać. 45 minut później napuszczałem wody do wanny w domu. Po drodze, w samochodzie nasłuchałem się profesjonalnej rozmowy trzech biegaczy ekstremalnych, około 5 procent zrozumiałem, reszta to zaawansowany język klingoński, zupełnie niezrozumiały dla amatora z PTTK.

Na mecie Jesenickiej 60Koledzy – Jacek i Wojtek – byli tak uprzejmi, że podwieźli mnie pod sam dom. Dziękuję! Oczywiście nie opuszczały mnie wyrzuty sumienia, że prudnicko-opolska grupa częściowo jeszcze wędruje, a ja już odpoczywam. Cóż, deszczowa pogoda w plenerze skutecznie ogranicza kontakty towarzyskie. Przejście całej trasy – ok. 55 km, zajęło mi 10 godz. i 40 minut. W 2010 r., kiedy to po raz ostatni byłem na Jesenickiej 60, trasę przemierzyłem w 12 godz. i 10 minut. Tylko, że wtedy deszcz nie padał.

Andrzej Dereń

P.S. (na specjalną prośbę czytelnika):

W J60 wziął też udział prudniczanin Maciej Seńkowski (rocznikowo „spokrewniony” z Dawidem Tkaczem), który z uwagi na konieczność stawienia się w pracy późnym popołudniem, przyjechał na miejsce startu samochodem. Była to jego pierwsza tak wymagająca (pod względem dystansu i przewyższeń) trasa, którą zaplanował pokonać marszobiegiem. Mimo niesprzyjających warunków pogodowych, nieprzespanej wskutek pracy w nocy – i zaspania przez to rano – startując około 7.35- 7.40 pokonał trasę w około 9 godz. i 8 min, robiąc przy tym 10 km naddatku wskutek błędów nawigacyjnych (trafił do „Adolfovickiego asfaltu”, skąd zmuszony zawrócić). Jak wspomina Dawid Tkacz, który od godz. 13.08 relaksował się na mecie, obserwując przez kolejne godziny ludzi kończących swoje wędrówki i biegi, Maciej wbiegł na metę żwawo z uśmiechem na ustach, mówiąc że jest przeszczęśliwy z faktu ukończenia trasy, organizacji itd.

Zapis trasy GPS: TUTAJ

Galeria fotografii (Cezary Olechno, Paweł Bochenek, Andrzej Dereń): TUTAJ

Filmik Jacka Thomanna z Katowic (rola drugoplanowa: Dawid Tkacz): TUTAJ

Relacja Pawła Bochenka na Prudnicka.pl: TUTAJ

Relacja Luksona na forum magazynu „n.p.m.”: TUTAJ

Jesenicka 60: Bus za darmo z Prudnika

Jesenicka 60Nie będzie trasy polskiej w ramach tegorocznej Jesenickiej 60. W zamian za to organizator przygotuje dla uczestników z Polski bezpłatny przewóz autobusem w dwie strony (Prudnik – Jesenik – Prudnik).

Taką informację przekazał mi niedawno Emil Vodak, organizator Jesenickiej 60. Autobus przyjedzie po nas do Prudnika i odwiezie nas z powrotem po zakończeniu imprezy (patrz niżej). Ważne jest jednak to, by wcześniej poinformować go ile osób jest chętnych. W związku z tym proszę o imienne deklaracje chęci skorzystania z autobusu na mail: a_deren@onet.pl.

W zgłoszeniu proszę o podanie:

– imienia i nazwiska,

– miejscowości zamieszkania,

– numeru telefonu.

Rajd odbędzie się w sobotę, 1 czerwca 2013 r. Do wyboru trasy liczące: 15, 25 i 60 km.

Szczegóły na temat imprezy TUTAJ.

UWAGA! Zbiórka na autobus o godz. 5.00 przy stacji benzynowej Veolii na ul. Kościuszki w Prudniku (droga wylotowa w kierunku Głuchołaz). Wyjazd powrotny z Jesenika o godz. 20.00. Przypominam, że transport jest bezpłatny.

Jesenicka 60 po polsku

Jesenicka60Emil Vodak, organizator Jesenickiej 60, przed chwilą poinformował redakcję Tygodnika Prudnickiego o uruchomieniu polskiej wersji strony www na temat czeskiej imprezy. Przypominam, że Jesenicka 60 odbędzie się 1 czerwca, a trasa polska zacznie się w Prudniku.

Zapraszam do odwiedzenia strony TUTAJ

Jesenicka 60

Dziewczęta i chłopcy! Jeśli marzycie o jednodniowej przygodzie w najwyższych górach w okolicy, nie boicie się długich wędrówek i chcecie wycisnąć z siebie ostatnie poty, to mam dla Was propozycję nie do odrzucenia – Jesenicką 60.

Cóż to takiego? To rajd pieszy z punktami kontrolnymi ze startem i metą w czeskim Jeseniku z trasami o różnej długości. Was – jak mniemam – interesuje trasa najprzyjemniejsza, bo najdłuższa – sześćdziesięciokilometrowa. Wędruje się przez Rejviz, masyw Orlika, Małego Dziada, Svyčarnię, Červenohorske sedlo, Keprnik, Šerak, Bobrovnik na metę do Jesenika. Według organizatorów to najtrudniejszy rajd pieszy z punktami kontrolnymi w północno-wschodniej części Rep. Czeskiej. Mają rację, porównując tę imprezę ze Zlatohorskim Trekingiem, Krnovską 50, Rajdem Prudnik – Pradziad, czy trasami Prudnickiego Maratonu Pieszego, rzeczywiście na Jesenickiej 60 jest najtrudniej. Nie chodzi tylko o liczbę kilometrów, na trasie jest sporo przewyższeń, dłuuuuugie wejścia i jeszcze dłuuuuuższe zejścia. Wysiłek rekompensuje przepiękna trasa, bo wędrówka grzbietem najwyższych partii Jesioników to trochę inny świat.

Sprawy organizacyjne: start i meta rajdu znajdują się przy knajpce z kręgielnią o arcyczeskiej nazwie „Bowling Centrum” przy ul. Sadovej w Jeseniku. Wpisowe TYLKO 10 koron. Termin: sobota,2 czerwca. Uczestnicy startują w  zależności od tego jaką trasę wybiorą:

60 km: godz. 6.00 – 7.30

25 km: godz. 7.30 – 11.00

15 km: godz. 7.30 – 11.00

Wszelkie szczegóły dotyczące imprezy znaleźć można TUTAJ. Organizatorem rajdu jest Gimnazjum w Jeseniku.

Jesenická šedesátka: Oni to mieli szczęście

171 osób, w tym 94 na trasie 60-kilometrowej, wzięło udział w tegorocznej edycji Jesenickiej 60 (sobota, 4 czerwca). Mnie tam nie było (straszne!), ale honoru Polski bronił duet z Opola – Ania Lach i Cezary Olechno.

Ania i Cezary przemierzyli trasę w 12 godzin, zmagając się nie tylko z dłuuugą trasą, ale i słońcem, które tego dnia pomyliło porę roku i przepiekało, jakby był środek wakacji. Opolanie dali więc radę, zresztą jako wielokrotni uczestnicy „pięćdziesiątek” nie mieli innego wyjścia. Gratuluję!

Osoby zainteresowane tym, dlaczego popełniłem grzech zaniechania, nie biorąc udziału w Jesenickiej 60 zapraszam do lektury najbliższego wydania „Tygodnika Prudnickiego” (8 czerwca). Dowiecie się, gdzie byłem w sobotę, 4 czerwca.

Relację Cezarego z Jesenickiej 60 można przeczytać na stronie PRUDNICKA.PL